Dodruk sam w sobie nie zbuduje popytu i jest rozwiązaniem raczej na krótki termin. Zbijanie rentowności i zwiększanie dostępu do kredytu zadziała tylko na tyle, na ile ludzie będą mogli i chcieli konsumować na kredyt. Presja inflacyjna idzie z innego kierunku - zobaczcie nowy rok: podwyżki cen prądu (nowe taryfy w URE), podwyżki niektórych usług komunalnych, podwyżka płacy minimalnej. To ma pchać inwestycje w efektywność oraz stymulować stronę kosztową by windować ceny.
Z drugiej strony, jeśli chcecie patrzeć na CPI, to ono nie będzie specjalnie rosło. Rząd chce zaniżać inflację tak, jak zawyża wynagrodzenia. Nie oszukujmy się, GUS jest tak samo niezależny od rządu jak sejm. Czyli tylko w teorii. A i co do tego nie mam pewności. CPI mamy niskie, bo inaczej trzeba by waloryzować pensje budżetowe, a tych jest przeszło 500 tys. tylko w wąsko rozumianym sektorze publicznym. Dalej jeszcze 2,5 mln różnych etatów pod władztwem państwa/skarbu państwa. Do tego 10 mln emerytów. Rzecz w tym, że wpływy z podatków rosną w miarę realnego wzrostu cen - VAT jest liczony od ceny faktycznej sprzedaży, a nie od wyliczeń GUSu. To jest system idealny. Wydaje się, że w kraju jest pięknie - tzw. "średnie wynagrodzenie" rośnie do 4000 zł, co nie ma nic wspólnego ze średnim wynagrodzeniem patrząc na metodologię GUS, a ceny spadają (deflacja). Znaczy, że dobrobyt rośnie w kraju podwójnie - wzrasta siła nabywcza pieniądza, którego co miesiąc przybywa więcej. Tymczasem mediana wygląda już znacznie gorzej i to BRUTTO, jednakże medianę GUS podaje z ogromnym opóźnieniem:
http://www.forbes.pl/mediana-plac-w-pol ... 1,1,1.html . W rezultacie popyt wewnętrzny jest tak mizerny, że wiele zachodnich firm nie robi u nas premier produktów. Rosną wskaźniki przemysłu, bo się na świecie trochę poprawiło i eksport zaczął lepiej iść.
Czemu inflacji w Polsce nie ma. Bo ceny mamy już zachodnie, wyrównały się, jak ciecz w systemie naczyń połączonych, tak przez 10 lat ceny w Polsce wyrównały się z unijnymi - czasem nawet przewyższyły te unijne. Wynagrodzenia są natomiast na poziomie 2000 netto (mediana). Ta druga wartość wydaje się bardziej prawdopodobna, co? To jest bardzo śliski temat z tą inflacją i zdaje się, że dogmat banków centralnych ciągle jeszcze nie uwzględnia faktu, że w globalnym świecie kraje dzielą się inflacją/deflacją. Jeśli otworzysz granice dwóch krajów ze zdecydowanie różnym poziomem cen, to nagle zacznie się ssanie z jednego do drugiego. W jednym ceny zaczną rosnąć, a w drugim przestaną lub zaczną spadać. W gospodarkach rozwiniętych wzrost cen uzyskuje się głównie na kosztach pracy - dlatego Fed i BoE tak patrzą na zatrudnienie i dynamikę płac. ECB może mniej o tym mówi, ale też patrzy na zatrudnienie. Szoki cenowe na rynku towarowym oczywiście też mają swoje znaczenie.
No i teraz po co i komu miałby Belka drukować? Platformie, żeby deal polityczny ubić... banksterom, bo to oni w pierwszej kolejności napychają kieszenie... a może po 100 milionów (starych złotych) dla każdego Polaka, jak to kiedyś obiecywał Lech Wałęsa?
A w dzisiejszym komentarzu makro Damian Chmiel:
http://comparic.pl/poranny-komentarz-ma ... -stycznia/