
Wyjątkowo pierwszy jego dzień wypada w pierwszy dzień tygodnia (tak jest przyjęte w świecie anglosaskim, my jesteśmy nieco innej tradycji gdzie niedziela jest ostatnim dniem).
Co prawdopodobnie zostanie wykorzystane do przedłużenia noworocznej przerwy o kolejne 7 dni.
Tym bardziej, że nie ma co za bardzo się spieszyć - w piątek dopiero jest NFP, a 10-go bodajże stycznia Trump obejmuje urząd prezydenta. Wydaje mi się, że wielu będzie wolało się powstrzymać przynajmniej do czasu oficjalnego ogłoszenia gabinetu i pierwszego orędzia.
Zwłaszcza, że są olbrzymie oczekiwania na jego program gospodarczy który ma sypnąć dolarami.
Ten rok rozpoczynamy też pod znakiem powracającej inflacji. Już widać pierwsze jej oznaki, głównie dzięki cenom ropy i znacznym zwiększeniu wartości dolara do chyba wszystkich walut.
Zwiększona inflacja pociąga za sobą wyższe stopy procentowe, a wyższe stopy to większy zarobek na mniej ryzykownych inwestycjach o co było bardzo trudno ostatnimi laty.
Tak więc duże pieniądze ostrzą sobie apetyty i szykują strategie.
Ale potrzebują też jakiegoś potwierdzenia i tutaj Trump mógłby dać im sygnał do rozpoczęcia ataku.
Oczywiście nie brakuje w tym wszystkim całego szeregu obaw zaczynając od Europy (wali się, rozpada, jak kto tam woli) poprzez Chiny (znów nadmierny, słaby popyt i inne) do rozmaitych innych regionów skąd mogą wyruszyć zastępy zagłady.
Zawsze znajdzie się jakiś powód, zawsze znajdą się jacyś z nowym pomysłem na globalną katastrofę…
Ale to później.
Teraz możemy dać sobie przynajmniej jeszcze jeden dzień wolnego: UK i USA mają w poniedziałek jest zamknięte.